niedziela, 25 października 2009

Sens i bezsens

Zainspirowana dyskusją z Benfranklinem na temat oddolnych inicjatyw, jako realnej siły reagowania na zastaną rzeczywistość, przyjrzałam się nieco bliżej artykułowi Marcina Janasika ("Obywatelskość kontrolowana" Obywatel 3/(47)2009), który opisuje zależność organizacji pozarządowych od państwa, wobec którego często występują.

Zarówno blogerzy polityczni, jak i wiele innych - bardziej kolektywnych - inicjatyw pojawia się i stanowi coraz bardziej dynamiczną siłę, która wywiera wciąż rosnący wpływ tak na społeczeństwo, jak na szeroko rozumianą władzę (czy miałaby być ona władzą dziennikarską czy polityczną).

W związku z tym, że obserwujemy pewnego rodzaju walkę Dawida z Goliatem, Goliat wykorzystuje swoje możliwości nie mniej sprytniej od Dawida. Jak bowiem pisze Janasik "nawet fundusze, wydawałoby się, nastawione na promocję "obywatelskości", zastrzegają najczęściej, że wszelkie przejawy działalności "politycznej" organizacji ubiegających się o wsparcie, są po prostu zabronione. Wyjaśnię: za działalnosc polityczną uważa się w tym środowisku każdą działalnosc publiczną". Oczywiście - jak to ktoś uroczo ujął - nie będą przecież robić w gniazdo, w którym siedzą.
Oznacza to, organizacje te nie mogą zbierać podpisów pod żadną petycją, nie mogą organizować antyrządowych pikiet, sprzeciwów obywatelskich i innych podobnych wydarzeń.

Jednakże mimo takiego stanu rzeczy, organizacje te nie pozostają bezradne. Na porządku dziennym jest zarówno prowadzenie działalności społecznych sławnym już "własnym sumptem", jak korzystanie z pieniędzy sektora prywatnego (reklamy na stronach www, w wydawanych czasopismach, na wydarzeniach). I jakoś się kręci... Radzą sobie.

Pozostaje jedynie pytanie, jak będzie rozwijać się działalność takich inicjatyw jak 15-letni Rozbrat, czy czasopismo TAKEME. Głośna Samotność - kawiarnia wzorowana na warszawskim Czułym Barbarzyńcy - również powinna była być dofinansowana z sektora publicznego, jednak prowadzone tam polityczne debaty te środki zablokowały. Od października kawiarnia została zamknięta.

Wnioski nasuwają się same.

8 komentarzy:

  1. A ja jestem przeciwny finansowaniu wielu tego typu inicjatyw ze środków publicznych. Przykład pseudointelektualnej zabawki mainstreamu jakim stała się "Krytyka Polityczna" moim zdaniem jest aż nazbyt dobitny.Pozbawione autentyzmu coraz mniej oddolne i uzależnione od pieniędzy z zewnatrz tego typu inicjatywy tracą wszystkie cechy swojej "obywatelskości" i stają się marionetkami w rękach mocodawców, którzy je finnsują.Nie tędy droga. tak owszem, paru Sławków może zarobić, ale efektu żadnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. W porządku, przyznaję rację. Jednak w momencie kiedy pojawiają się jakiekolwiek finansowania - pojawia się też kwestia zależności. A wszystkie projekty, mniejsze i większe, wymagają finansów. Jak zatem finansować? Jedynie ze środków własnych? Sektor prywatny również nakłada swoją cenzurkę: "w porządku, damy wam XXXzł, ale ten materiał nie pójdzie".
    Przykładem jest wspomniany już magazyn TAKEME, gdzie na 80 stron jest 1 reklama i to festiwalu, gdzie magazyn jest patronatem medialnym, więc chyba obyło się bez przelewów pieniężnych. Jak długo będą w stanie wydawać? Tymczasem przecież druk kosztuje, z pewnością kolportaż też generuje niemałe koszty. Lepiej zatem zamieszczać reklamy i być zależnym od reklamodawców, czy też korzystać z pieniędzy publicznych i być "marionetką w rękach mocodawców"?
    Zresztą przykładów z pewnością jest wiele.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli chodzi o finansowanie ze środków własnych to przterwają tylko takie, które zainteresują większe grupy czytelników.Część sposóród projektórw niszowych oczywiście będzie wymagać jakiegoś dofinansowania, ale też tylko te, które rokują jakieś nadzieje (a nie takie, które "mielą" dla samego mielenia jak wspomnaiana wyżej "KP"). Zamieszczanie reklam to też jakieś wyjście, ale nie może być tak że to reklamofdawca dyktuje co sie publikuje w danej gazecie;) Słowem, kłopotów wiele, dylematów niemniej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszę odnośnie opinii benfranklina (benafranklina?). Zacznę od truizmu. Wszelkie oddolne inicjatywy wymagają kompromisów. Wydajesz coś i czasem jesteś zmuszony ustalic wykreślenie dwóch trzech zdań z autorem, ponieważ reklamodawca sobie tego nie życzy, ale potrzebujesz jego pieniędzy. Paskudne to, ale prawdziwe. Każde twórcze zaangażowanie to pewnego rodzaju prostytucja, trzeba po prostu wiedziec, do czego można się posunąc, a do czego nie.
    Nie po to bowiem powstają wszelkiego rodzaju inicjatywy, żeby rozbic mur, który wybiorą sobie na cel, tylko po to, żeby przesuwac granicę tego co się pokazuje, o czym się pisze, co powinno wydawac się ludziom ważne. to odbywa się stopniowo. bezkompromisowosc brzmi swietnie, ale nierealnie i konczy sie krwawo albo żałośnie.
    finansowanie ze środków własnych i szerokie zainteresowanie - to się ze sobą kłóci. mało kto ma tyle środków własnych, żeby dotrzec do szerokiego grona odbiorców, poza tym, jeśli nawet się to uda, szerokie grono wcale nie świadczy o jakości tego, co się tworzy. co znaczy "te, które rokują nadzieję"? kto powinien decydowac, co rokuje nadzieję? niby jesteś sceptyczny i masz konstruktywne uwagi, ale trąci to wszystko zwykłym pesymizmem. może najlepiej nie robic nic..
    Państwo powinno dofinansowywac na potęgę, bo to nasze pieniądze, Twoje i moje. Zarówno inicjatywę stworzenia licealnego koła miłośników Coelho, jak i Krytykę Polityczną, etc. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Panowie (i/lub Panie, anonimowy się nie określa), faktem jest, że jeśli się obliczy, ile miesięcznie z naszych pensji czy działalności idzie na podatek dochodowy, rzeczywiście można się zainteresować, na co te pieniądze idą.
    Jednak nie zmienia to faktu, że na coś zostaną przeznaczone, choć to nie my o tym decydujemy. Dlatego też zgadzam się, że należy "finansować na potęgę", a z drugiej strony trudno mi uwierzyć w to, że np. Miasto Poznań sfinansuje wydanie gazety, w której publikuje się wywiad z Rozbratem, który uznaje owe miasto za bandę złodziei i wyzyskiwaczy. Tak to już jest.

    OdpowiedzUsuń
  6. Finansować na potęgę?, tylko że co, bo jeśli nudziarstwo które nic nie wnosi to szkoda kasy i tyle (ale to tylko moje zdanie).Poza tym przy takim finansowaniu na potęgę za moment pojawią się znane tak dobrze układy i układziki. Można zarabiać masę pieniędzy na czymś czego nikt nie czyta i wyżywić wielu kumpli i krewnych takiego czy innego Sławka i innych.To może czasem bardziej szkodzić niż pomóc (jak w przypadku "KP" i tzw. "środowiska" które to coś tworzy). Nie warto.Za wielu ludzi żyje u nas z własnego przekonania o elitarności i własnej wyższości.
    @ anonim: To nie pesymizm to realizm.Od dwudziestu lat wszyscy dokładamy do takich projektów jak "KP" i ...zwyczajnie uważam, że nie warto, a na gazety piszące dla ludzi których nie ma, szczególnie (po trzykroć)nie warto!

    OdpowiedzUsuń
  7. "nudziarstwo, które nic nie wnosi" to dla każdego coś innego:) Też zacznę od truizmu - jak anonim:)

    To, co finansuje państwo oczywiście, że musi trafiać do większości. Niestety nie ma dyktatury gustów bogatych, zdolnych, ambitnych i nowatorskich - trzeba się z tym pogodzić. Tak więc idealiści w systemie demokratycznym mogą się czuć poszkodowani.

    Odpowiadam też na pytanie, co znaczy: "te, które rokują nadzieję" - tzn. te, o których OBOP powie, że tylu a tylu Polaków jest "za". Robi się też tzw. badania marketingowe.

    A chcąc trafić niszę, należy cieszyć się, że się w nią trafiło, bez snów o cudownym jej rozmnożeniu. Wtedy traci ona swoje właściwości, prawda?...

    OdpowiedzUsuń
  8. "to co finansuje państwo" ma środki na to, żeby trafić do większej publiczności. Wcale jednak nie oznacza to, że "to co finansuje państwo" jest słuszne. W wielu przypadkach jest po prostu "bezpieczne" wobec państwa, niegroźne, albo nieprzejawiające żadnych rewolucyjnych tendencji.

    Kolaze medialne: Chcąc trafić w niszę należy jej szukać. to podstawa. Tymczasem póki nie nadejdzie ten tzw. "sukces" czy "cudowne rozmnożenie" nie wiadomo, czy się w tą niszę trafiło czy nie. Oczywiście, w momencie "chwycenia" danego pomysłu (idei, przedsięwzięcia itp.) traci ona swój podwórkowy folklor, zyskuje zaś narzędzia niezbędne do rozpropagowania pomysłu (idei, przedsięwzięcia itp.), który się podjęło w pełnym przekonaniu o jego słuszności.
    I tak źle, i tak niedobrze :)
    ciężko.

    OdpowiedzUsuń