sobota, 24 października 2009

Oszczędność czasu, miejsca i wysiłku

W czasach tak szumnie zwanego kryzysu, idea oszczędzania stała się nad wyraz popularna.

Co jednak istotne, wszelkie odsłony oszczędności wprowadzamy do naszego życia niemal automatycznie, często o tym nawet nie myśląc.

W zasadzie nawet nie wypada wspominać o takich oczywistościach jak „2 w cenie 1” czy „oszczędzaj z (nazwa firmy)” lub też „szybciej i taniej z (nazwa firmy)”.

Jednak również w kwestii językowej, znawcy tematu (do których miałam należeć, ale tak z lenistwa jak i innych powodów – nie jestem) zgłębiają istotę językowej oszczędności.

Znane wszystkim „4u”, „2nite” czy „2B” są jedynie powszechnie używanymi wynalazkami, które stały się zrozumiałe zarówno dla użytkowników języka angielskiego, jak i osób, które eksploatują angielskie możliwości językowe dla uproszczenia komunikacji.

Które w tym zakresie może i jeszcze jest uproszczeniem, jednak ekspansja tego typu konstelacji sprawia, że zamiast ułatwiać, nadawcy często tworzą hybrydę hermetycznie ograniczonego kodu, zrozumiałego tylko dla „wtajemniczonych”.

We Francji cyber-langage stał się do tego stopnia popularny, że jego zwolennicy i entuzjaści tworzą wiadomości, w których każde słowo jest zasadniczo zmienione (i rzecz jasna skrócone). Znający język francuski nie zawsze rozszyfrują zdanie typu „Slt G v1 2m1 j’tapLDkej’pe”, które znaczy ni mniej ni więcej co „salut, je viens demain, je t’appelle dès que je peux” („cześć, przyjeżdżam jutro, zadzwonię do Ciebie, tak szybko, jak to możliwe”).

Tego typu użytkowanie języka jest oczywiście pewnego rodzaju sposobem ekspresji, jakimś raison r’être, a pierwotny cel – oszczędność czasu i miejsca w SMSie – został zastąpiony przez szerszą ideologię bycia cool&trendy, jakkolwiek jest to zrozumiałe czy potrzebne.

W Polsce – ze względu na z grubsza spółgłoskowy charakter języka – język nie został zmodyfikowany za pomocą tych samych zmian. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to ograne już „3m się”.

Oczywiście, można twierdzić, że to młodzież, dzieci bawią się w takie skróty, jednak kto z nas nie używa anglojęzycznych skrótów, które wyrażając tyle samo co rozbudowane zdania? Chociażby LOL, IMHO, WTF, BRB czy AFK.

Żeby była jasność – ja nie potępiam. Rozmyślam raczej nad tym, jak zmieniły się językowe standardy, jak ranga kolokwializmów wspięła się na wyżyny stając się „stylem pisarskim” i „skuteczną formą przekazu”.

Czy to oznacza, że znajdując w doskonale wydanej książce zdania typu „no i poszliśmy sobie do tej speluny, nic się nie działo, bez sensu…” zaraz obok pełnego erudycji i polotu opisu owej speluny, idziemy w stronę mieszania jedwabiu z błotem, co – rzecz jasna – obecnie ma być sztuką? O gustach się nie dyskutuje, to oczywiste, ale pewne zestawy, w jakimś sensie powodują u mnie wewnętrzny zgrzyt.

W porządku, zakończę bez puenty, jakiekolwiek argumenty pozostają stronnicze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz